Rozmawiałam z Oliwią.
Pytała mnie o Wojtków, o to co robią, jacy są. A czułam że tak naprawdę, chciała dostać odrobinę „normalności”. Poczuć zapach domu, bliskości i tego co daje poczucie bycia kochanym.
Jak zapach truskawek w zimie. Zamykamy oczy i tęsknimy do słońca. Czujemy wręcz jak promienie ogrzewają naszą twarz.
Ożywiła się, gdy zapytałam czy chciałaby nas odwiedzić. Olbrzymią radość sprawił jej pomysł wspólnego przygotowywania obiadu.
Ogrzać się w cieple „normalności”. Nie wystarczy na długo, ale choćby na chwilę.
Mieć dobre wspomnienia, do których można wracać. Mieć marzenia za którymi się tęskni.
Oliwia ma zaledwie 15 lat. Na Łanowej mieszka bardzo któtko.
Często słyszałam gdy w DPSie pojawił się ktoś nowy „On tu nie pasuje”.
Tak Oliwia też tu nie pasuje.
Kiedy pracowałam w DPSie, starałam się nigdy nie zapominać o tym, że to nie jest tylko moje miejsce pracy – instytucja, a przede wszystkim to jest Dom moich podopiecznych. Niestety dla wielu okazuje się to trudne. Często to tylko miejsce ich pracy.
Gubi się w tym podmiotowość człowieka.
Kto porozmawia z Oliwią o tym wszystkim o czym rozmawiają dzieci z rodzicami?
Kto odpowie na trudne pytania?
Kto znajdzie czas na posiedzenie przy wspólnym posiłku, który daje poczucie przynależności?
Kto przytuli gdy smutno?
Kto pozwoli na emocje, te trudne – na złość? Na takie emocje nie ma zgody w DPSie.
Obóz to czas, kiedy namiastkę tego dostaje się od wolontariuszy – przyjaciół.
Oni są, mają czas i przede wszystkim bardzo chcą! Tylko tego czasu jest tak mało…
Wyobraź sobie, że jesteś na miejscu Oliwki i po obozie z nami musiałbyś wrócić do takiej instytucji…
Łzy napływają do oczu na samą myśl.
To musi być trudne.
Ja pewnie też bym się złościła i buntowała.