Łanowa ma już 25 lat! – Jak to wszystko się zaczęło?

"Czy lepiej poznać smak jabłka i mieć do czego tęsknić, choć może nie będzie nam dane więcej go zjeść, czy nigdy go nie skosztować?"

Wszystko zaczęło się od niesamowitego „Zimowiska”. Kilkunastu podopiecznych, kilku pracowników, kilku wolontariuszy, między innymi właśnie ja. 
Pierwszy, dla mnie szalony pomysł, to w czasie tych dziesięciu dni mieszkać z chłopcami w pokojach. Namiastka domu, rodziny, prawdziwej bliskości. Każdy mieszkał w pokoju z podopiecznym. Ja z Wojtkiem, moją przyjaciółką i Piotrkiem, który był pod jej opieką. 
Czy od początku byłam przekonana o trafności tego pomysłu? Chyba nie. 
Maciek, który był pomysłodawcą – pracownik i kierownik z DPS-u, wtedy użył takiego porównania – „Czy lepiej poznać smak jabłka i mieć do czego tęsknić, choć może nie będzie nam dane więcej go zjeść, czy nigdy go nie skosztować?”
Do dziś nie wiem czy jest dobra odpowiedź na to pytanie. 
Dla Dużego Wojtka to nie było proste, ale jego z czasem i tak coraz częściej zabierałam na wycieczki, spacery, do domu… Nigdy jednak nie pogodził się z powrotami do DPS-u, ale inne dzieci, różnie mogły reagować na ten wspólny czas. Zresztą to było coś fajnego. Budzenie się obok i oczywiście częściej to dzieciaki budziły nas. Na pewno nigdy nie zapomnę tamtego zimowiska. 

Wracając jednak do meritum. 🙂

Mieszkaliśmy w Pewli Małej. Wtedy to był dom wydawnictwa „Znak”. Mieszkał tam na stałe ksiądz kapelan, staruszek o cudownym sercu. Była kaplica, były wspólne msze i wieczorem czas na to by się pomodlić, po-adorować.
To właśnie w takim czasie Artek i Darek rozmawiali z Jezusem. Mój Wojtuś, bo trudno mówić o nim – Duży Wojtek,  już raczej spał mi na rękach, leki robiły swoje. 
Większość zna historię Artka i Darka, ale dla tych którzy jej jeszcze nie słyszeli i nie czytali przytoczę:
Chłopcy swobodnie poruszali się po kaplicy oglądając ją z bliska. Wchodzili za ołtarz i pytali o to gdzie mieszka Ten Jezus. Maciej, który był opiekunem Artka w odpowiedzi wskazał na tabernakulum. 
Artek przysuną sobie pod tabernakulum taboret i zaglądał przez dziurkę od klucza. 
-Hej, Jezus masz papierosa? – zapytał.
My podjęliśmy próbę wyjaśnienia, że Jezus na pewno nie ma papierosów i o co można go prosić. Artek przyjął nasze wyjaśnienie i dalej zaglądał w różne miejsca. Wtedy Darek wszedł na ten taboret i zawołał do tabernakulum.
-Ej Jezus, daj mi cukierka!
I nim my zdążyliśmy zareagować Artek odwrócił się do Darka i gestykulując ręką, co wzmacniało jego przekaz powiedział,
-Czy Ty nie słyszysz, że mówi Ci że nie ma. 

Pierwszych wolontariuszy szukałam wśród swoich znajomych.

Wtedy to powstało we mnie pragnienie by przygotowanie Wojtka do Pierwszej Komunii Św., nie sprowadziło się tylko do próby podania mu komunikanta, by dać mu szansę poznać Jezusa, by być z nim w tym czasie, by pomóc mu, jak najlepiej będę umiała, w tym przygotowaniu. 
Jednak pomyślałam, że chcę dać też szansę kolegom z jego grupy, bez względu na ich różnorodność. Jedenastu chłopców bardzo różnych, ale jednak w pewien sposób zawsze razem, więc i tu razem. 
Żeby to było możliwe każdy musiał mieć opiekuna tylko dla siebie, tego który skupi się właśnie na nim, dla kogo będzie jedyny – wyjątkowy. 
Katecheza miała być w czasie mszy św. w czasie kazania. Najlepiej uczyć przez naśladownictwo, pokazując naszą wiarę, modląc się razem, prowadząc naszych chłopaków do Boga. To był najlepszy pomysł. 
Ojciec Wojciech do którego poszłam z tym, powiedział tylko „Zbieraj ludzi i bierzemy się do roboty”. A ja bałam się, że może się nie zgodzić, że trudno mi będzie znaleźć duszpasterza, a mogę wiele, ale do mszy potrzebny jest ksiądz. 😉 Moje pomysły, to żeby skupić uwagę na czytaniach nadstawialiśmy uszu, ewangelię ojciec Wojtek recytował na jednym dźwięku, co też sprzyjało skupieniu, na akt pokuty całowaliśmy krzyż, scenki przedstawiane za pomocą pacynek, kukiełek, czy wreszcie nas jako aktorów w czasie kazania. 
Pierwszych wolontariuszy szukałam wśród swoich znajomych. Następni pojawiali się jako znajomi znajomych. Pamiętam jak ojciec Wojtek powiedział do dziewczyn, że mają przyprowadzić kolegów, bo brakowało facetów. Z czasem byliśmy rozpoznawani i sami ludzie pytali czy mogą dołączyć.


To był niezwykły rok.
Bywało bardzo trudno i czasem można by pomyśleć "po co to wszystko", a potem nagle w czasie mszy gdy ojciec Wojtek zapytał o coś z ewangelii odpowiedź znał tylko Artek, nie my. A potem gdy w domu modliłam się z Wojtkiem to ten układał Jezusa na krucyfiksie pod kołdrą i musieliśmy być cicho bo "Jezus śpi".

I przyszedł czas Pierwszej Komunii Św.

I przyszedł czas Pierwszej Komunii Św. Byłam tak przejęta, że dopiero na zdjęciach zobaczyłam, że ja tego dnia też byłam ubrana na biało. 🙂 Wojtek jeszcze przed mszą złamał świecę, więc  została mu taka mała połówka. 😉 
Wtedy już wiedzieliśmy że to jest DOBRE. 
Było nam smutno, że to już koniec, więc znaleźliśmy kolejny powód by spotykać się dalej – rocznica Pierwszej Komunii. 🙂  Potem były kolejne Pierwsze Komunie, był chrzest, były bierzmowania i był czas budowania relacji między nami. Ludzie się zmieniali, ale już na zawsze pozostają w nas te relacje. One zmieniają naszych podopiecznych, ale i zmieniają nas. 

Tak tworzyła się "Łanowa". Jej oddałam część mojego serca.
To już 25 lat!
Jestem szczęśliwa, że podjęłam ryzyko i udało mi się stworzyć miejsce gdzie możemy uczyć się Miłości.
Jestem szczęśliwa, że przez te 25 lat znajdują się ludzie, którzy chcą podejmować to ryzyko. Dziękuję za każdego z Was!
Dziękuję za "Łanową"!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.