Wojtki nie z tego świata – a przecież właśnie z tego

O osobach z autyzmem, ale też o osobach z niepełnosprawnością intelektualną często słyszę, że mają „swój świat”.
Że możemy ewentualnie zajrzeć do ich świata, że mogą nas do niego zaprosić.
A przecież żyją w tym samym miejscu co my. Żyją obok, nie w równoległej rzeczywistości. Siedzimy w tym samym pokoju, jedziemy tym samym tramwajem, idziemy tą samą ulicą. Nie poruszają się między światami w przestrzeni kosmicznej.
Te osoby mają często zaburzone postrzeganie i czasem jest im ciężko dostosować się do zasad, które my uznajemy za obowiązujące.
Nie zgadzam się na to by mówić o Wojtkach, że „mają swój świat”. Takie nazywanie ich funkcjonowania oddala ich od nas. Sami ich od siebie oddalamy. Albo zechcemy wejść do tego „ich świata”, albo nie zechcemy. Albo oni nas do niego zaproszą albo nie.

Mogłabym się zgodzić na stwierdzenie że „chcemy zobaczyć świat ich oczami”. Tylko czy, to w ogóle możliwe. Czy można spojrzeć na świat oczami innej osoby?
Może jest tak, że łatwiej jest nam zaakceptować ich odmienność, nazywając to „ich światem” niż przyznać, że trudno nam poradzić sobie z faktem, że ich nie rozumiemy.
Często słyszymy, jak ktoś mówi:
– ja bym nie potrafił być w grupie z takimi osobami,
– ja bym nie potrafił być rodzicem takiego dziecka,
– ja bym nie miał siły…
– ja bym nie potrafił…
– ja bym się bał…
Może dlatego właśnie łatwiej powiedzieć, że oni żyją w swoim świecie. Przecież wejście w taki świat, to musi być wielkie wyzwanie. Czyli jeśli jest w nas lęk i tego nie robimy, jesteśmy usprawiedliwieni?
A jeśli przyznamy, że oni są obok nas, są częścią tej samej rzeczywistości, moglibyśmy być zobligowani do zauważenia ich i akceptacji.

 

Kiedy poznałam Dużego Wojtka. To ktoś z pracowników Domu Pomocy przedstawił mi go jako chłopca do którego jest trudno dotrzeć, „bo on ma swój świat”.
I było tak, że kiedy przychodziłam do niego i chciałam z nim spędzić jakiś czas, to on faktycznie interesował się moją osobą w specyficzny sposób. Siadał za mną, wbijał mi jakąś zabawkę we włosy. On w tej sytuacji czuł się bardzo dobrze, ja może trochę mniej, ale byłam na tyle ciekawa tego małego chłopca, że na to pozwalałam.
Patrząc z perspektywy czasu na momenty kiedy przychodził do mnie do domu i jak szybko uznał ten dom za własny. Wojtek na pewno nie był tu w żadnym innym świecie. Przychodził tu do mojego domu i tu był jego świat. Ten sam co mój. Żaden inny. Miał tu swoje łóżeczko i tu czuł się bezpieczny.
Trudność to mierzenie się z sytuacjami w których się nie odnajdywał, których nie rozumiał. Wtedy wycofywał się. Zamykał. Ale nie przenosił się do innego świata. To nie tak, że on czegoś wtedy nie dostrzega. Dostrzega tylko nie akceptuje. Nie godzi się.

 

Mały Wojtek wiele lat uczył się spojrzeć mi w oczy. Nie był nieobecny, ale miał taką trudność. Dziś to robi. Udało mu się pokonać tę trudność, ale wciąż nie patrzy na swoje odbicie w lustrze. Mały Wojtek również nie żyje w „swoim świecie”. Choć jeśli go nie znasz, możesz mieć problem w skomunikowaniu się z nim. Możesz się dziwnie poczuć, gdy Wojtek Cię odepchnie, bo nie będzie miał ochoty na kontakt, nie znaczy, to wcale, że nie chce Cię „zaprosić do swojego świata”, bo taki nie istnieje. Zwyczajnie nie ma ochoty i przecież ma do tego prawo.

 

Dla mnie relacja z osobami niepełnosprawnymi ma dużą wartość. To naprawdę często niesamowici ludzie. Mogą wiele nas nauczyć i warto wykonać ten wysiłek jakim jest nauczyć się z nimi komunikować.
I zostawmy już te równoległe światy i po prostu zobaczmy ich obok nas.

 

1 thought on “Wojtki nie z tego świata – a przecież właśnie z tego

  1. Kwestia dekodowania. To jak żyć wespół ludzi, których język trzeba poznać, trzeba trochę wysiłku w to włożyć, żeby zrozumieć, że to, co NT załatwiają konkretną mimiką, gestami, werbalizacją z właściwym dla wszystkich tonem głosu, może być dla kogoś niezrozumiałe, czasami wywoływać panikę, frustrację, nieadekwatną reakcję, czy przyjemność. I odwrotnie, ciężko NT zrozumieć, że u autystów (i zresztą nie tylko) kod emocji jest inny. Mogą nim być echolalie odroczone, konkretna piosenka, specyficzne gesty i mimika, czasami płytki tonacyjnie przekaz webalny – to wszystko może wskazywać na konkretną emocję.
    Ot taka Wieża Babel, ciągle nieukończona z braku wiedzy i porozumienia.
    Ja już też po diagnozie, więc my we czwórkę się dekodujemy, ale i to nie jest takie proste, jakby się zdawało, bo choć empatyzuję się ze wszech miar organoleptycznie, to jednak każdy z nas ma inne intencje i potrzeby: potrzeba spokoju i równowagi nie zawsze idzie w parze ze sztywnym trzymaniem się zasad, a i nasze strefy komfortu (np. sesoryka) zwajemnie się wykluczają.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.