#niepełnosprawnośćnasnieogranicza
Dlaczego wciąż na fb chwalimy się wycieczkami, wakacjami, wypadami za miasto?
Nasze wyjazdy są zawsze „budżetowe”. Mamy co mamy. Nauczyliśmy się już to akceptować. Czasem sprzyja nam DOBRO czyli ludzie na różny sposób.
Nie lubię sformułowania „Dobro do Ciebie wróci”, bo dla mnie to byłaby transakcja. Robię coś, ale czekam na „wdzięczność” do której ta druga strona jest zobligowana, czyli właściwie czekam na „zapłatę”.
Lubie myśleć, że „Dobro przyciąga Dobro”. Tworzymy łańcuch dobrych ludzi, dobrych rzeczy, łańcuch Dobra. Dla mnie to znaczy, że jeśli ja robię Dobro, robią je inni i tak je mnożymy. Czyli jest szansa, że nigdy się nie skończy. Ono nie musi do Nas wrócić, może pójść dalej, a nawet jeśli w jednym miejscu się zatrzyma, to w innym pomknie.
Dobrze, ale nie o tym miało być. ?
Miało być o tym, że niepełnosprawność nas nie ogranicza.
Często słyszę, że trudno gdzieś wyjechać, trudno zorganizować wakacje z powodu niepełnosprawności dzieci, tych mniejszych i tych całkiem dorosłych. Takich zwykłych wakacji. Bardziej spontanicznych. Nie chodzi o kolejny turnus rehabilitacyjny.
Ja wiem, że to możliwe i że warto.
Można iść w góry, oczywiście, że musimy brać pod uwagę możliwości dziecka, czy podopiecznego, nawet nasze własne. Można iść nad wodę i znaleźć najlepszą wspólną zabawę. Małymi krokami można porywać się na więcej i więcej.
Mały na szlakach uczył się chodzić.
Duży pokochał wędrówki, bo cisza, niewielka ilość bodźców daje mu ukojenie.
Jasne, że chłopaki lubią wracać w znane miejsca. Wtedy od początku czują się dobrze, bezpiecznie, ale wiedzą też, że nowe miejsca da się oswoić np. przez wybieranie łóżek, czasem nawet można je przecież przestawić, ? przez ułożenie kilku swoich rzeczy.
Skupiam się na tym jak chciałabym spędzać czas z moimi synami gdyby nie byli niepełnosprawni – i tak staramy się żyć.
Jasne, że z dorosłymi jest trudniej, bo tu wkrada się myśl – gdyby nie niepełnosprawność to mieliby już swoją rodzinę i to oni by mi pomagali, – takie argumenty też słyszę.
Mnie to nie ogranicza. Nie mam co gdybać, bo to nic nie zmieni, pewnie moja akceptacja dużo mi ułatwia, ale to może znaczy „zaakceptuj i Ty”.
„Boże! Proszę, daj mi siłę, abym pogodził się z tym, czego zmienić nie mogę; odwagę, abym zmienił to, co zmienić mogę i mądrość, abym potrafił odróżnić jedno od drugiego.”
Taka idea jest mi bliska. Boga można zastąpić Siłą Wyższą jeśli tego potrzebujecie. Nie w tym rzecz.
Chodzi o to by skupiać się na możliwościach nie na ich braku.
Nie pojedziemy w podróż dookoła świata, nie zwiedzę z Wojtkami Afryki, ale mogę podróżować z nimi tu blisko. Pokazywać im świat, który jest dla Nas na wyciągnięcie ręki i mogę być dzięki temu szczęśliwa.
Wędrówka zeszłej zimy do Morskiego oka to dla Małego był Everest.
Spanie pod namiotem to radość śniadania o wschodzie słońca.
Wędrówki plażą to kilometry zabawy.
I wreszcie nowe doświadczenie, odwiedzić znajomych i u nich przenocować. Sama jestem z Siebie dumna, że zaryzykowałam.
Tak, też podejmuje ryzyko.
Czasem jest sukces, czasem rozbity dzbanek. Ale to też jest nasze, to też my i może się coś nie udać. Może być zbyt długa droga, może być coś nie tak choć wszystko zrobimy „idealnie”, ale to znaczy tylko, że możemy spróbować jeszcze raz, możemy coś zrobić inaczej czy wreszcie, to zaakceptować.
Jednak nic nie zmieni faktu że to zupełnie inny czas. Chłopaki kochają te nasze wędrówki, a my nie mniej niż oni. Jak widzą walizkę to spać nie mogą z emocji.
To najlepsza szkoła życia, która ma jeszcze jeden wymiar – oswajanie świata.
Mówimy tym samym, tak niepełnosprawni są wśród Was, niepełnosprawni też są zwyczajnymi ludźmi, niepełnosprawni też chcą robić różne rzeczy.
Niepełnosprawność ich nie ogranicza.
Zobacz to dwóch szczęśliwych chłopaków, nie jest tak jak myślałeś „biedni”.
To nie jest nasza tragedia, to nasze zwyczajne szczęśliwe życie.