Moi chłopcy, a właściwie już Panowie, nie korzystają z pampersów od lat.
Wkońcu są dorośli i wydaje się to oczywiste, ale wcale tak być nie musi.
Na obozach z kolegami moich Wojtków, wychowującymi się w Domu Pomocy Społecznej widzę, że mogło być inaczej. Niektórzy ich rówieśnicy noszą pieluchy już zawsze. Oczywiście, że czasem wynika to z problemów np. urologicznych i wtedy nie wiele da się zrobić. Jednak prawda jest taka, że wielu mogłaby opanować tą jakże ważną sztukę samodzielnego korzystania z toalety.
Wiem jak to ułatwia, życie. Naprawdę bardzo! Wierzcie mi.
Kłopot też polega na tym, że te większe dzieciaki są w stanie najbardziej chłonny pampers przemoczyć, a wtedy to nie tylko problem z samym kupnem pampersów, ale jeszcze często z mnóstwem prania, pomoczonym materacem i tak wkoło. A co za tym idzie, również naszym zmęczeniem.
Od czego zacząć?
Chyba na początek jeśli zaczynamy walkę z pampersem, musimy ustalić na ile nasze dziecię mniejsze, czy większe rozumie tą „tajemnicę” jaka jest związana z nocnikiem. 😉
Dlaczego o tym wspominam?
Duży jak go poznałam miał 6 lat i nosił pieluchy. W Domu Pomocy Społecznej nie zawsze były jednorazowe, bo tych zwyczajnie brakowało, czasem to było kilka pieluch tetrowych.
Gdy go zabierałam do siebie zaopatrywałam się w pampersy, a łóżko zabezpieczałam podkładem. Na początku bardziej mi zależało na tym, żeby Wojtek u mnie w domu poczuł się dobrze. To, że nosił pieluchy nie miało takiego znaczenia. Potem pojawił się drugi Wojtek i pampersów było jeszcze więcej. 🙂
Duży nawet stał się starszym bratem i pomocnikiem. Kiedy przychodził czas zmiany pieluch, przynosił dwie – dla siebie i Małego.
Gdy trochę lepiej się poznaliśmy, zżyliśmy ze sobą, a ja oprócz po prostu „być” chciałam też pomóc Wojtkom lepiej się rozwijać, powoli podejmowałam różne wyzwania.
Jedno z nich, to na pewno – samodzielne korzystanie z toalety.
Zaczęliśmy te lekcje, trudnych jak się okazało umiejętności z Dużym Wojtkiem. Mały, jeszcze nie był na tym etapie, żeby próby miały jakikolwiek sens.
Od czego zaczęliśmy? Od rzeczy tak oczywistej, że można o niej zapomnieć. 🙂 Duży musiał zrozumieć, po co w ogóle siada się na nocnik. Chodząc cały czas w pampersie, zupełnie nie kontrolował tego kiedy sika.
Okazało się, że to nie takie proste. Wojtuś siadał na nocnik i nawet jeśli zrobił co trzeba, siedział dalej. Nie wiedział, że teraz może wstać, że to o to właśnie chodzi. 🙂
Pierwsze co było według mnie najważniejsze, to żeby jeśli już siada, to w takim momencie, żebyśmy osiągnęli „sukces”. 🙂 Dlatego pierwsze próby podejmowałam tylko zaraz po przebudzeniu. A, że Wojtuś spał różnie, to najczęściej było to bardzo wcześnie, tak między trzecią a czwartą rano.
Najprostsze co można było wymyślić, a co już było dostępne to grający nocnik. No może nie do końca było tak, jakbym założyła – nocnik zagrał, Wojtek powiedział „A to o to chodzi” i już tylko z górki.
No tak nie było, ale jak nocnik grał to ja wiedziałam, że mogę reagować, chwalić i bić brawo, że to właśnie po to się na nim siada, że super i tak dalej. 🙂
Jest też anegdota związana z tym „wysadzaniem” – Wojtuś obudził się jakoś tak koło trzeciej. Jeszcze na zewnątrz było ciemno. Ja przy chłopcach nauczyłam się spać i czuwać zarazem, dlatego bez problemu wychwytywałam te momenty. Posadziłam go na nocnik, a sama usiadłam obok, głowę oparłam o kanapę i tak siedzieliśmy. Ja co jakiś czas powtarzałam tylko „siiiiiikamy”. 🙂 Nagle otwieram oczy, na zewnątrz jest już jasno, ja oparta o kanapę, Wojtuś na nocniku. – Oj, chyba długo już tak siedzi. Niestety to był ten czas, kiedy nie rozumiał do którego momentu musi tak siedzieć. Nie było go łatwo ściągnąć z tego nocnika… Trochę za dużo czasu na nim spędził… 😉
A wracając do nauki, kiedy już Wojtek wiedział dlaczego musi siadać na nocnik, to sam jak się obudził go przynosił.
Następny etap to chodzenie bez pieluchy w ciągu dnia. Przyznam, że według mnie fajnie jest zaczynać jak jest ciepło, bo w razie „wpadki” nie ma dużo do prania. Czyli z początkiem lata, żeby jak najwięcej zrobić do jesieni. 🙂 Można biegać po domu w samych „majtach” np. No i myśmy trzymali nocnik w pokoju, żeby o nim pamiętać, żeby nam przypominał. Co jakiś czas prosiłam Wojtka, żeby usiadł i tak dzień za dniem. To nie jest proste i nie ma tak, że dziś się udało to znaczy, już umie. „Koniec lekcji, teraz niech sam pilnuje.” Do takiej całkowitej samodzielności daleka droga, ale warto cieszyć się małymi sukcesami – ciągle to powtarzam – wtedy nie zniechęcamy się czekając na spektakularne zakończenie. W miarę jak osiągamy coraz lepsze efekty wysadzamy rzadziej. Wojtek długo potrzebował, żeby mu przypominać o pójściu na nocnik. Z czasem nocnik trafił do łazienki.
Kolejny etap to już zupełnie nie potrzebny pampers w domu, ale musi być na wyjście, bo nie zawsze w danym momencie będzie miejsce na załatwienie potrzeb. To z czasem też się zmieniało. Brałam zapasowe ciuchy, na wszelki wypadek pampers.
Ważnym elementem, o którym nie można zapomnieć to komunikacja. To znaczy musimy nauczyć dziecko komunikować, że chce do ubikacji. Jeśli mówi to uczymy, żeby o tym mówił, powtarzamy za każdym razem. Jak nie to pokazujemy gestem, czy piktogram. Ważne żeby uczyć od początku. Wtedy szybciej zacznie sam komunikować. Nie będziemy musieli my ciągle o tym pamiętać. Tylko pamiętajmy, że małymi krokami. Powoli. 🙂
Kolejny etap to pampers na noc. To wydaje się być najtrudniejsze, ale też do wypracowania.
- Kilka ważnych elementów:
- Nie pijemy dużo przed snem.
- Zanim pójdziemy spać musi być toaleta.
- Możemy jeszcze wysadzić, ale nie za często, bo nic z tego nie będzie.
- No i zaraz po przebudzeniu do ubikacji.
Trzeba tego pilnować. Na początku dziecko śpi jeszcze w pampersie, tylko staramy się żeby udało mu się wstać z suchym. To trochę musi potrwać, ale nam udało się dojść do tego, że nie musiałam wysadzać Wojtka już w nocy.
Czasem rodzice mówią, że nie są w stanie wysadzać dziecka w nocy, bo jak się obudzi to potem płacz i po spaniu. Co można zrobić? Nie budzić. Dziecko zanieść na rękach do ubikacji, siadamy, silku i do łóżka. 🙂
Ważne, żeby w takim wypadku nie świecić dużo światła. Lepiej wtedy w półmroku, wtedy mamy większą szansę, że nie rozbudzimy dziecka. Oczywiście można przynieść nocnik do pokoju. I wtedy jeszcze łatwiej. 🙂
Znów nie umiem do końca określić, ile na to potrzeba czasu. Dla jednych mniej dla innych więcej, ale to co jest ważne, że to jest możliwe.
Warto nie traktować nauki czegokolwiek zadaniowo. Zadanie trzeba wykonać i łatwo jest nam się zniechęcać, jeśli nie udaje się go ukończyć. Ja cały czas patrzyłam na to jak próbę poprawy funkcjonowania Wojtków. „No to teraz spróbujemy tak, a jak się nie uda, znajdziemy inny sposób. Nigdzie nam się nie spieszy.” Wtedy można złapać oddech i spokojnie próbować kolejny raz. 🙂
Z Małym Wojtkiem wydawałoby się to zupełnie nie do osiągnięcia. Przecież on ma głębszą niepełnosprawność intelektualną. Jak mu wytłumaczyć, jak pokazać? Postępowałam zupełnie tak samo. Tyle, że wszystko trwało jeszcze dłużej. 🙂 Ale nawet Mały osiągnął samodzielność w korzystaniu z toalety. Jeszcze kilka lat wstecz mogło mu się zdarzyć, że zmoczył się w nocy, ale to z powodu zbyt dużej ilości emocji. Jednak to może było raz, czy dwa razy na rok. 🙂 Oczywiście łóżka, wciąż są zabezpieczone dermalonami. Czemu? Na tak zwany „wszelki wypadek”. 🙂 Zresztą był taki czas, że okazywało się to bardzo przydatne. Duży, który kocha pranie postanowił coś wylać na nakrycie łóżka, żeby było co prać. A to nie zdarzyło się raz. 😉
Na koniec dodam, że warto uczyć. Taka samodzielność to dla Nas rodziców duża ulga na przyszłość, ale też obserwując chłopaków wiem, że dla nich każdy taki sukces, to kolejny krok w drodze do większej samodzielności. Kiedy zaczynają to odkrywać, czują radość i sami chcą robić kolejne kroki. 🙂
Ja myślałam w pewnym momencie, że nie uda mi się Olsia nauczyć chodzenia do ubikacji, że z tym pampersem zostanie( miał go do 5 roku życia) Jednak się dało. Długo to trwało i mozolnie szło ( Olsiu podwrażliwy dotykowo, uwielbia być mokry, więc nie przeszkadzało Mu mokre ubranie) Teraz wszędzie jak tylko chcę Mu się, słyszę „siku” 😀 Samodzielność w samoobsłudze jest ogromnie ważna i na tyle ile możemy wymagać od dziecka trzeba pamiętać i egzekwować 🙂
No i trzeba wierzyć, że nasze dziecię, mniejsze czy większe jak tylko będziemy nad tym pracować sobie poradzi. 🙂 Wierzyć w jego umiejętności. Ale i siebie, że ja mogę tego nauczyć moje dziecko. 🙂