Topnienie reaktora – czyli, bywa też trudno

Czy u nas jest tylko tak całkiem bezproblemowo i tylko szczęście?
Że tylko baloniki, świętowanie, wycieczki i komedie romantyczne, zawsze z happy endem…
Nie do końca.
Czasem mierzymy się z trudnościami.

Czasem trudno ogarnąć ten świat osobie w spektrum autyzmu. Trudno jest jego najbliższym, bo jak można patrzeć na wewnętrzną walkę , która może przerodzić się w cyklon. Kim trzeba by być, by mieć to gdzieś? Przeciążenia i przebodźcowania wynikające z nadwrażliwości sensorycznej, przeciążenie kontaktem z ludźmi, nawet tymi bliskimi. Czasem myślę że to dla Wojtków niezłe wyzwanie żyć w tym świecie. Dlatego nie dziwi mnie, że czasem coś musi eksplodować. Wybuch złości, agresji czy autoagresji zwany MELTDOWN – krach – topnienie reaktora nuklearnego (czasem naprawdę czuję temperaturę będąc obok), czy wycofanie, zamknięcie się zwany SHUTDOWN w konsekwencji rozbicie, rozdrażnienie, czasem wręcz autoagresja.
Wiele lat wypracowywaliśmy nasze metody postępowania, a raczej zaopiekowania w powyższych. Bywało mega trudno, ale myślę, że tu daruje sobie przykłady. Dla mnie być z chłopakami w takich sytuacjach, to maksimum skupienia na nich, zabezpieczenia ich, siebie, otoczenia. Po takiej akcji wszyscy jesteśmy wykończeni nie tylko psychicznie, ale i fizycznie.
U nas działa np. to że usiądziemy na ziemi, (nie ważne gdzie jesteśmy) szybko w najbliższej lokalizacji szukamy najbardziej optymalnego miejsca. Trzymamy się za ręce, razem oddychamy i wyciszamy, jeśli jest taka potrzeba przytulamy się bardziej bądź mniej, uważnie obserwując czy to jest dobre, czy potrzebna jest większa przestrzeń. Po oddechu, oczach, kolorze twarzy widzimy czy to działa.
Taka sytuacja ostatnio zdarzyła się nam w hipermarkecie. Dużo bodźców, „- chcę to, – nie chcę – chcę, – nie chcę” i nagle zobaczyłam, że twarz Wojtka jest szara, sam dał mi ręce by go ogarnąć, usiedliśmy gdzieś między wieszakami z ciuchami, tam było mniej ludzi niż na spożywce i… oddech… oddech… Oczywiście wszystko to trwa. Trudno uniknąć zainteresowania. Panie pracujące podeszły zapytać czy potrzebna pomoc, poprosiłam o zostawienie nas i czas, potem jeszcze jakiś klient sklepu również z pewnej odległości, czy coś może pomóc. Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie ich zrozumienie. My wyciszyliśmy się, zapłaciliśmy za zakupy i mogliśmy iść do domu, całą drogę w ciszy. W Domu potrzebowaliśmy jeszcze więcej czasu by dojść do siebie. Tak piszę MY, bo dla mnie to też trudny moment, byłam w tym razem z synem, towarzyszyłam mu. Wiem, że to co w nim się działo było dokładnie jak topnienie reaktora nuklearnego, ale ja trzymałam ten reaktor.
Duży potrzebuje odpocząć, najchętniej w najciemniejszym kącie domu, sam. To On przychodzi i mówi, – już jest ok, i mimo, że nikt nie ma do niego o to pretensji, a ja wkoło powtarzam że kocham najbardziej na świecie, to on przeprasza. Chce bliskości i akceptacji.
Co należy zrobić w takich sytuacjach:
  •  zapewnić bezpieczeństwo, aby zminimalizować ryzyko samookaleczenia, czy agresję na zewnątrz,
  • zapewnić to co ułatwia wyciszenie (u nas spinner, gniotek, muzyka wyciszająca, słuchawki, słuchawki wyciszające),
  • zachować maksimum spokoju,
  • nie mówić za dużo,
  • zapewnić potrzebny czas, tego nie da się przyspieszyć.
Oczywiście wszystko zależy od sytuacji i miejsca, czasem trzeba improwizować.
Co jest ważne:
  • Nauka bezpiecznego rozładowania w sytuacjach krytycznych,
  • Nauka komunikowania o tym co się ze mną dzieje (jestem zdenerwowany, jest za głośno, wszystko mi przeszkadza…),
  • Rozmowa po takich sytuacjach, nazywanie tego co się działo, nie bagatelizowanie,
  • A nade wszystko ważna jest empatia i szacunek.

No dobrze, ale nawet jak jest bardzo źle, to jednak na końcu zawsze jest ten happy end . 😉

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.