Wszyscy nadajemy sobie etykiety. Etykietowanie jest elementem definiowania siebie i innych.
Nawet mówiąc – jestem mamą – nadaje sobie etykietę. Jednocześnie wkładamy się w pewien szablon. Mama jest taka i taka… Etykiety są jednak związane z uogólnieniem, a przecież mamy są różne.
Dużo gorzej jest jeśli nadajemy sobie, lub komuś etykiety negatywne. Te za sobą pociągają konsekwencje, jakich często nie jesteśmy świadomi.
No dobrze – mówimy np. o kimś: „upośledzony umysłowo” i nie znaczy to, że nie jest to faktem, ale co więcej możemy powiedzieć o tym konkretnym człowieku? Dla mnie to negatywna etykieta.
Jeśli słyszę na ulicy jak jakieś osoby rozmawiają o moich Wojtkach i używają takich etykiet, coś we mnie pęka. – „Oni są upośledzeni, jacy nieszczęśliwi, to straszne.” A co właściwie to ma wspólnego z rzeczywistością?
Tak obaj moi synowie są niepełnosprawni intelektualnie w różnym stopniu i bardzo się między sobą różnią. Mają inne fascynacje, inne rzeczy ich kręcą, innymi się interesują, inne rzeczy ich złoszczą. Jeśli nawet bywają nieszczęśliwi to raczej nie z powodu swojej niepełnosprawności.
„On ma autyzm”, „on jest upośledzony” i jeszcze „Autyk”, „Down”, „Niepełnosprawny” – etykiety.
Za tymi etykietami kryją się konkretni ludzie jednak bardzo różni od siebie. Nawet jeśli mają pewne cechy wspólne to i tak więcej ich od siebie różni. Tylko czy chcemy to dostrzegać?
No oczywiście my rodzice to widzimy. Nasi przyjaciele, przyjaciele naszych dzieci… Mam nadzieję, że są wokół nas ludzie, którzy próbują patrzeć tak jak my.
Dlaczego mnie tak bardzo złoszczą te etykiety?
One nie wiele mówią o Wojtkach . Nie wiele wnoszą komuś kto próbuje ich poznać. A może nawet utrudniają to poznanie. Zamyka im to możliwość zobaczenia w osobie tej właśnie osoby, a nie autyzmu, czy zespołu Downa, czy wreszcie upośledzenia.
Patrząc tylko przez pryzmat jakiejś etykiety tracimy z oczu człowieka! Pamiętajmy o tym!
Co czuję w takich sytuacjach? : oprócz tego że jest mi przykro to wściekłość, bezradność bo brak jest tolerancji i uświadomienia społecznego. Kiedyś gdy robiłam zakupy na targu zobaczyłam jak dwóch dorosłych mężczyzn ogląda się za Maćkiem który machając rękoma z głośnym pomrukiem podskakiwał (Maciek był zdenerwowany bo nie lubi takich miejsc). Jeden z nich powiedział głośno „o!jakiś pomylony”. Powstrzymałam się od uwag bo bałam się że może skończyć się to jakąś agresją. Albo inny przypadek : pojechaliśmy z grupą naszych dzieci (różne niepełnosprawności) nad morze . W ośrodku jak wchodziliśmy na jadalnię stała grupa młodzieży z wychowawcą , jeden z nich głośno krzyknął :” Downy idą”. Wychowawca nie zareagował, jedna z mam zwróciła na to uwagę a wychowawca powiedział: jak zwał tak zwał przecież widać że to psychiczni” Miałam ochotę strzelić w twarz tego wychowawcę. Ale najbardziej wkurzyło mnie kiedy w przedszkolu integracyjnym wychowawczyni zbierała pieniądze na książeczki do ćwiczeń dla dzieci a mnie te 30 zł zwróciła z komentarzem :” pani nie musi płacić bo przecież jemu to się nie przyda”. Maciek wtedy trafił do innej grupy gdzie jeszcze go dobrze nie znano, natomiast niemal od drugiego roku życia prowadziłam z nim terapię u pedagogów ze szkoły specjalnej, Maciek już dużo umiał. Nawet jeżeli miał skorzystać z jednej dziesiątej w tej książce to i tak dużo zwłaszcza że miał prawo do tego aby poczuć się równoprawny z innymi dzieciakami w grupie. Ponieważ tego typu sytuacje sie powtarzały przeniosłam Maćka do przedszkola specjalnego gdzie wreszcie zaczął być traktowany normalnie. Inny problem to etykietowanie rodziców a zwłaszcza matek . Niektórzy traktują nas jak margines społeczny jak patologię. Nie raz byłam posądzona o to że się źle prowadziłam i spotkała mnie kara Boża . A na koniec coś miłego : parę miesięcy temu poszłam z Maćkiem na obiad do restauracji obsługiwała nas bardzo miła kelnerka i ta kelnerka nie pozwoliła abym ja zamówiła Maćkowi jedzenie ale sama przyjęła od niego zamówienie. Maciek ma utrudniona komunikację i nie zawsze odpowiada adekwatnie ale zrobiła to z taka cierpliwością i w taki sposób że Maciek powiedział co lubi co nie lubi i ona pomogła mu zdecydować co chce zjeść.
PS Już się stęskniłam za Tobą , ciesze się że mam z kim pogadać . Jesteś moim światełkiem w tunelu.
Wszystko Basiu co piszesz to prawda. Częste doświadczenie rodziców… Sama nieraz poczułam dość mocno brak akceptacji… Wiesz kiedyś sama z chłopakami na przystanku dostałam w twarz… że mam takie… dzieci (nie napiszę jakie), byłam zszokowana i przerażona, a najbardziej zabolało mnie to, że nikt nie staną w naszej obronie. Nie zmienię całego świata, ale staram się pokazywać kiedy mogę, że tak nie można. Zwłaszcza wśród młodych ludzi to wychodzi. Jeśli śmieją się nastolatki. Podchodzę i rozmawiam z nimi. Często przez tą rozmowę więcej do nich dociera, niż gdyby nauczyciel zwrócił im uwagę. Mówię im np. co czuję Ja – mama, kiedy ktoś tak naśmiewa się z moich synów. Często później słyszę -przepraszam. Wierzę, że tak mogę zrobić więcej. Ale też muszę napisać że spotykamy wielu cudownych ludzi i mimo wszystko staram się skupiać na tych spotkaniach. Tamte złe… no cóż, myślę że najbardziej świadczą o tych ludziach, właśnie…
Basiu to bardzo miłe co piszesz na końcu. 🙂 Dziękuję.
Jest Pani wspaniała Pani Aniu. Dzięki Pani mam znalazłam odrobinę optymizmu w sobie, dotad dziecko z autyzmem oznaczało dla mnie tzw koniec świata.
Cieszę się, że moja radość jest choć troszkę zaraźliwa. Teraz Irenko (pozwolę sobie przejść na Ty ;-)) nie pozwól nikomu zabrać Ci tego optymizmu. Każde dziecko to dar i powód do dumy. 🙂
Wzruszyła mnie ta kelnerka , są cudowni ludzie na świecie i to mnie jakoś trzyma w całości bo czasem mam ochotę rozpasc sie na kawałki i ulotnić. Wokół ludzie ze zdrowymi dziećmi nie mający pojęcia jak ciężko może być. ..