To będzie trochę inny wpis. Inny w rozumieniu – dla mnie trudny.
Czasem ktoś mi mówi, że moi chłopcy mieli szczęście. Stąd myśl co byłoby gdyby tego „szczęścia” nie mieli? – Czyli tak naprawdę o tych kolegach Wojtków, którzy wciąż mieszkają na Łanowej. O tym jak wielkie znaczenie w życiu każdego człowieka ma bliska osoba. Jeśli ktoś z jakichś powodów jest pozbawiony najbliższych, a jego domem jest instytucja, to czy ma szansę na pełny rozwój?
Nie zamierzam oceniać powodów dla których tak się dzieje, że dziecko, czy już dorosła osoba z niepełnosprawnością trafia do instytucji. Każda taka historia jest inna i nikt kto tego nie doświadczył nie może oceniać, tych osób. Jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację rodzica, który z roku na rok coraz bardziej czuje, że brakuje mu sił i gdzieś w tle codzienności zmaga się w myślach z taką decyzją. To musi być bardzo trudne. Myślę, że dla wielu to prawdziwe cierpienie. Znałam mamę, która musiała wybrać bezpieczeństwo drugiego małego dziecka. Widziałam jej ból. Oczywiście znów można by pozwolić sobie na ocenę, ale ja tego nie zamierzam robić.
Mnie bardziej chodzi o to by opowiedzieć jak ważną rolę w życiu każdego człowieka ma bliska osoba. Opowiedzieć o tym co może zdziałać terapia, a co może dać rodzic, opiekun, ktoś kto kocha. Czyli najprościej o tym, jak wielką moc ma Miłość! Ile może zmienić poczucie bycia kochanym? Jak ważną rolę ma oparcie w naszych bliskich? Myślę, że często nie dostrzegamy ile możemy sami zrobić dla naszych dzieci, zwłaszcza tych niepełnosprawnych.
Jeśli uczymy dziecko czegoś nowego, wdrażamy nowe umiejętności, to wiele zależy od tego, jak to robimy. Jeśli będziemy doceniać każdą próbę wykonania zadania, to dziecko będzie miało poczucie sprawczości – ja próbuje, a moje próby są doceniane, nawet jeśli efekt nie jest od razu taki jakiego oczekujemy. Czasem na taki efekt czeka się bardzo długo, a może być też tak, że pewnych rzeczy nigdy nasze dziecko nie osiągnie. Jednak jeśli będzie miało poczucie bycia kochanym i wspieranym to nie będzie miało to takiego znaczenia. A może osiągnie inne cenne umiejętności i to będzie powód do dumy.
Relacje: rodzic – dziecko – terapeuta. Tak ona powinna wyglądać według mnie. Dlaczego? – To proste. Myślę, że każdy rozumie jak ważne jest, aby ta relacja opierała się na współpracy. Terapeuci się zmieniają, co dla dziecka oznacza budowanie zaufania za każdym razem od nowa. Rodzic, najbliższy opiekun jest zawsze. W nim dziecko ma oparcie.
Według mnie w pracę dziecka z terapeutą powinien być wdrażany rodzic. To on z dzieckiem spędza najwięcej czasu. Jeśli będzie miał wiedzę będzie mógł je lepiej wspierać. Może wreszcie w razie zmiany terapeuty określić nad czym do tej pory z dzieckiem pracowali, co ono potrafi, a czym trzeba się zająć. Jeśli nie ma współpracy, jeśli terapeuta nie potrafi nawiązać dobrej relacji z rodzicem, to dziecko może nie osiągnąć maksimum swoich możliwości. Szacunek terapeuty do rodzica jest bardzo ważny. Nawet jeśli rodzic ma mniejszą wiedzę, to kocha i jeśli tylko dostanie wsparcie, może bardzo pomóc dziecku. Jeśli pokażemy rodzicowi jakim wymaganiom może sprostać jego dziecko, to może dać mu szanse na większy rozwój. Tego właśnie pozbawione są dzieci i osoby dorosłe żyjące w instytucji. Jeśli nawet opiekunowie, terapeuci będą najlepsi to nigdy nie będą im tak bliscy jak rodzice. Nigdy nie będą z nimi w takiej relacji. Nie poświęcą im tyle czasu, zwyczajnie jest to niemożliwe.
Na naszych obozach z grupą „Łanowa”, (nazwa od ulicy przy, której znajduje się Dom naszych podopiecznych) każdy podopieczny ma swojego opiekuna. Przez ten krótki czas jest dla niego przyjacielem, rodzicem, najbliższą osobą. To jednak tylko namiastka, krótka chwila w ich życiu, kiedy mogą czuć się tak wyróżnieni. Dzień zaczynają z tą samą osobą i z tą samą osobą zasypiają. Niby nic takiego, ale tylko kiedy tego nie ma, kiedy zabraknie obok nas kogoś bliskiego widzimy jak był ważny. A co dopiero gdy jest to osoba z trudnościami w komunikacji, utrudnionym funkcjonowaniem na wielu płaszczyznach. Wolontariusze z podopiecznymi spotykają się zaledwie raz w tygodniu. Dwa razy jeździmy na obozy. Ideą ich jest: „Być blisko”. W czasie tygodnia są różne zajęcia terapeutyczne, ale myślę, że najważniejsza jest ta bliskość. Podopieczni czekają na każde takie spotkanie, to nie wiele, ale ciesze się, że mogą mieć choć tyle.
Patrząc na Wojtków teraz jeszcze bardziej widzę, jak wielką rolę ma właśnie rodzic, opiekun – ten najbliższy. Jak wiele nie udałoby się moim chłopakom osiągnąć. Gdzie by byli? Nie chce się nad tym zastanawiać, bo to nie jest ważne. Są tu ze mną. Są szczęśliwi, czują się kochani i mogą bezpiecznie zasypiać, nigdy nie zabraknie przytulenia na dobranoc – już dorośli – tak wiem, ale tego nigdy dość. I jeśli nawet pojawi się zły sen zaraz obok jest mama. Można odetchnąć z ulgą i spać dalej.