Krótkie historyjki z dnia:
Ranek.
Idziemy z Dużym do piwnicy po słoiczek „czekoladowej wiśni” do drożdżówek.
Odwrócona w stronę półki z przetworami, żeby wybrać jeszcze jakiś dżem do kanapek, nie zauważyłam, że w oczach Dużego pojawiły się wielkie łzy.
Pytam najczulej jak potrafię – co się stało? Wojtek przytula się mocno do mojego ramienia, ociera łzy w moją bluzkę i dopytuje, o to co dziś będziemy robić.
Ja opowiadam, ocieram łzy i tulę zapewniając o tym, że kocham.
Przedpołudnie.
Przygotowuję obiad. Rosół na piecu.
W miedzy czasie robię drożdżówki. A wszystko dzięki wielkiej pomocy Dużego.
Wojtek wychodzi na chwilę do przedpokoju i wraca już zapłakany.
Znów przytulam, pocieszam i zapewniam, że kocham.
Wojtek chwyta mnie za ręce i nimi ociera łzy. Uśmiecha się, uspokaja mnie, że już jest dobrze.
Popołudnie.
Jestem na balkonie. Z balkonu piętro wyżej ktoś pluje. Niestety wiatr sprawia, że pluje na mój balkon, gdzie jeszcze chwilę temu stygły drożdżówki.
Poczułam bezradność. Codzienne zamiatanie popiołu z ich papierosów na moim balkonie, zbieranie petów. Prośby o to by byli ciszej…
Nie wytrzymałam. Najpierw poszłam zwrócić im uwagę, co właściwie nie miało sensu, bo i tak oni „nie widzą problemu”.
Wróciłam do domu i się rozpłakałam. Tak, to zwyczajna frustracja.
Duży podszedł do mnie, położył moją głowę na swoim ramieniu i głaskał mnie po włosach. Potem na drugim ramieniu… Pocałował i sprawdził uśmiechem czy już jest dobrze…
Wieczór.
Mały wskoczył obok mnie na kanapę, okrył się ze mną kołdrą. Położył obok, opierając o mnie. Chwycił mnie za rękę i mocno trzymał. Ja od czasu do czasu głaskałam go po policzku. Zasną. Teraz tylko przełożyć go do jego łóżka i usiąść żeby obejrzeć film.
Czy to nie jest najpiękniejszy dzień matki na świecie? 🙂
Ps. Przepraszam za milczenie. Zmęczenie ostatnio ze mną wygrywa. Zasypiam nawet na klawiaturze. 🙂 Trudno wtedy pisać. Jednak zakładam, że to wiosenne przesilenie 😉 i obiecuję poprawę.