Święta, święta…
Wigilia to bardzo ważna wieczerza dla Dużego Wojtka – już o tym wspominałam. Mały trochę mniej lubi te rytuały, jednak ten ważny dzień staramy się spędzić zgodnie z tradycją i naszą wiarą. Ważna jest modlitwa przy stole, światło świecy, opłatek, życzenia. Nie ma u Nas dwunastu potraw, ale myślę, że to nie jest najważniejsze. Potrawy są takie, które dla chłopaków będą smaczne. To przecież ważne, żeby siedzenie przy stole nie kojarzyło się z czymś czego nie lubią.
Na pierwszej Wigilii Dużego Wojtka z nami zamiast potraw tradycyjnych on zajadał papkę na kurczaku, zagęszczaną grysikiem. 🙂 Mały na początku miał swoją butelkę z prosobee (produkt podawany w przypadku diety eliminacyjnej). Teraz obaj bardzo lubią barszcz z uszkami, Mały lubi pierogi z kapustą, Duży rybę.
W tym roku uczestniczyliśmy w dwóch Wigiliach. Obie dla Dużego musiały zakończyć się kawą, a nie kompotem z suszu. Mały chętnie wypije dobry sok. Choć obaj najbardziej uwielbiają colę i ta musi być pod choinką. 🙂
A w Boże Narodzenie szybka pobudka i wyruszyliśmy w drogę. Tak zdecydowaliśmy spędzić te Święta. Dla Wojtków to był chyba najlepszy prezent, bo Oni mogliby tak jeździć bez końca.
Pierwszy przystanek to Kościół w Chabówce – przecież to Boże Narodzenie. Kolędy w takim miejscu brzmią piękniej. W szopce odnaleźliśmy wszystkie ważne postaci i po modlitwie o dobrą drogę mogliśmy wyruszać dalej.
My do Zakopanego lubimy jeździć od strony Chochołowa. Jak przejeżdża się w tej ciasnej zabudowie drewnianych chat, od razu czuć magię tego miejsca. Oczywiście dużo piękniej byłoby gdyby był śnieg, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. 🙂
Pierwszy śnieg zobaczyliśmy w wyższych partiach tatr przejeżdżając przez Kościelisko. Potem pomknęliśmy na Gubałówkę i tam pospacerowaliśmy. W prezencie dostaliśmy słońce i mogliśmy zachwycać się widokami. Znaleźliśmy też śnieg, no tak sztuczny, z armatek, ale zawsze to śnieg. 🙂
Wieczorem pojechaliśmy do Zakopanego, najpierw żeby zrobić biwak z własnym prowiantem pod Skocznią, potem na Krupówki i wyczekiwana przez Dużego karczma. 🙂 W karczmie chłopakom zamówiliśmy gorącą zupę, żeby się zagrzali. Tata dostał golonkę, a mama grzańca. 🙂 Oczywiście dla Dużego Wojtka była pyszna kawa. 🙂
Mały już nic nie chciał, bo w karczmie przegrywała góralska kapela. Muzyka to pokarm dla ducha, a taki pokarm Małemu zastąpi wszystko. 🙂
Wieczorem trochę wyłączył mnie z ogólnej radości silny ból głowy. Duży w aucie co jakiś czas kładł mi rękę na czoło i oznajmiał, że muszę się położyć. Tak też zrobiłam. 🙂 Krzysztof zadbał o chłopaków, a ja musiałam dojść do siebie.
Następnego ranka wyruszyliśmy dalej przez Stary Sącz do Rytra. Zobaczyć ruiny zamku. 🙂 Chcieliśmy być sprytni i podjechać pod same ruiny i jeden zły skręt powiódł nas krętą pełną muld i kamieni drogą do chatki pod Cyrlą. A tam to raczej potrzebny samochód terenowy. Przyznam, że dawno nie czułam takiego lęku. Wąska droga, skarpa… Dobrze, że Kigi był opanowany. 🙂 Duży czekał na coś dobrego i bardzo mu się podobała ta droga. Mały był mniej zadowolony, bo bujało nas jak na otwartym morzu. 🙂 W końcu udało nam się dotrzeć na właściwe miejsce i zobaczyć ruiny. Zrobiliśmy trochę zdjęć, bo widok był niesamowity i wznieśliśmy kubeczki z colą. 🙂
Dla mnie to taka sentymentalna podróż. Na tych ruinach byłam jako nastolatka z rodzicami. Najpierw myślałam, że to było 20 lat temu, ale hmm… wyszło, że to już 30 lat. 🙂
W podróży sentymentalnej pomknęliśmy dalej do Piwnicznej Zdrój. Kiedy tam jeździłam z rodzicami pijalnia wody to były kraniki pod dachem. Teraz to kawiarnia. Chłopcy zjedli tu pyszną zupę krem z buraków (dla Dużego to wielka radość), a potem oczywiście kawa dla Dużego, a Mały ze mną pił piwniczankę ze źródełka. 🙂 Kigi wybrał herbatę.
Jeszcze pospacerowaliśmy po Piwnicznej i dalej w drogę, przez Muszynę do Krynicy. Najpierw poszukaliśmy sobie noclegu, co nie było takie proste w drugi dzień świąt. Zakładając, że nie stać nas na hotel Prezydent itp 😉 musieliśmy troszkę podzwonić. Nawet zastanawiałam się, czy nie będziemy jak Święta Rodzina musieli zatrzymać się w stajence. 🙂 Na szczęście udało się i było i ciepło i przytulnie. 🙂 No to mogliśmy spokojnie wybrać się na spacer po Krynicy, a potem odpocząć. 🙂
Rano za oknem przywitała nas gęsta mgła i zdecydowaliśmy, że nie zostajemy w Krynicy, tylko jedziemy dalej, tym razem na Wysową.
Widoki po drodze, to było coś niesamowitego. Mgły, na zmianę ze słońcem dały nam dużo magicznych wrażeń. Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się, żeby zrobić zdjęcia.
No i robiąc jedno z tych zdjęć, kiedy nawet nie wysiadaliśmy z auta…
Starszy Pan, który właśnie w drodze do domu z kościoła zobaczył jak się zatrzymujemy, ruszył w naszą stronę myśląc, że chcemy zapytać o drogę. Mimo, że machałam, że ja tylko robię zdjęcie, Pan nie zrezygnował i dobiegł do Nas. Opowiedział nam, że kiedyś to byśmy tą drogą nie przejechali, że ten asfalt to od niedawna. Był zaskoczony, co ja fotografuje. 🙂 Przecież tam nic nie ma… Światło pięknie pada i to nas zachwyca… Dziwni Ci ludzie z Krakowa. 🙂 Na koniec życzyliśmy sobie dobrej niedzieli i się rozstaliśmy. Pan w garniturze i ciemnym płaszczu ruszył polną drogą do domu, a my dalej asfaltem w stronę Wysowej. Tam znów była pijalnia. 🙂 A potem szlakiem starych cerkiew – Wysowa, Hańczowa, Kwiatoń, Skwierne, Zdynia, Bielanka…
Dalej jeszcze pojachaliśmy przez Biecz gdzie można zobaczyć tak zwany Mały Kraków, a my z dużego Krakowa nie mogliśmy sobie darować takiej ciekawostki. 🙂
Ostatniego dnia jeszcze pomknęliśmy w dolinki podkrakowskie i wieczorem do domu.
Chłopcy szczęśliwi jeszcze tego samego dnia pytali, kiedy pojedziemy na kolejną wycieczkę, a my troszkę zmęczeni, jednak szczęśliwi z poczuciem dobrze spędzonego czasu. 🙂
Jestem pod wrażeniem stworzyłaś Wojtkom cudowna rodzinę cudowne święta,pokazałaś cudowny świat, ale widzę że lubicie wędrówki. Gdybyście kiedyś mieli ochotę zobaczyć inny mały Kraków to zapraszamy do Przemyśla, a stąd już rzut beretem i Bieszczady a jeszcze bliżej Kalwaria Pacławska i przepiękne dróżki na małych połoninach . Obiecuję że po Przemyślu i Kalwarii oprowadzę nie wiem czy dam radę wejść na Połoninę Caryńską ,Wetlińską czy Tarnicę bo ostatnio odzywa mi się kręgosłup ale byłoby miło wybrać się na wspólną wędrówkę.