Duży Wojtek, dość szybko załapał jazdę na rowerze. Miał chyba 9 lat. Może dlatego, że od razu rzuciłam go na głęboką wodę. Pierwszy rower jaki dostał, był na dwóch kółkach. Trzymanie równowagi na rowerze, to fizyka. Wiedziałam, że wystarczy kilka prób i jak się wciągnie, to pojedzie. 🙂 No i wszystko byłoby super gdyby nie fakt, że Wojtek nie bardzo chciał hamować. To, że do zahamowania musi użyć rąk było dla niego dość skomplikowane. Nie zniechęcałam się jednak i powoli, podejmowaliśmy kolejne próby. No i dopóki jeździł na dziecięcym BMXie było ok. Nawet pomimo ścierania butów, przez częste hamowanie nogami.
Jak już był za duży na ten rower zmieniliśmy go na „górala”. Okazało się jednak, że ta jazda może być dla Wojtka niebezpieczna. Z hamowaniem było jeszcze gorzej. Uwielbiał za to rozpędzać się na maksa.
Wyglądało to tak. Jedziemy razem. Wojtek przede mną. Nagle zaczynał się rozpędzać. Łapał wiatr we włosy i nic się dla niego nie liczyło. Ścigałam go. Wołałam za nim:
– Haaamuj, zatrzymaj się!
A Wojtek pędził i słyszałam tylko jak się śmieje.
No i gdyby nie ta jego pokusa prędkości, to jego hamowanie mogło by być ok, ale tak rozpędzony zagrażał sobie i innym.
Wojtek do dziś ma mniejszą świadomość zagrożeń.
Po wielu próbach, w końcu podjęłam decyzję o tym, że nie możemy jeździć dalej, bo może to zakończyć się poważnym wypadkiem.
Rower to była również moja pasja, ale w tej sytuacji zwyczajnie postanowiłam z niej zrezygnować.
A co z Małym Wojtkiem? – Może, pojawia się u kogoś takie pytanie? 🙂
Jak był całkiem mały, próbowaliśmy na trójkołowym. Mały to uwielbiał, ale tylko na zasadzie jak w wózku. 🙂 Ja go pcham, a on jedzie. 🙂 Radość była wielka, ale nogi trzymał jak najdalej od pedałów. Gdy mu kładłam stopy na pedały i razem z nim kręciłam, protestował i nogi kładł na kierownicy. 🙂
Uwielbiał za to jeździć ze mną na dużym rowerze. Oczywiście w siodełku. Rozkładał ręce jakby był szybowcem i cieszył się niesamowicie.
Do dziś nie dotknie nogami pedałów nawet w rowerze stacjonarnym. A, że to uparty gość, to muszę to akceptować. 😉
Mój rower, wciąż stał w piwnicy. Coraz częściej myślałam, że może czas go sprzedać, ale serce nie pozwalało. 🙂
Kilka lat temu ucząc się, że mogę czasem na chwilę zostawić chłopaków z K, powróciłam do jazdy. Duża to dla mnie radość, ale wciąż myślałam, że fajnie byłoby z Dużym, czy Małym wybrać się na taką przejażdżkę.
No i wiele rozmów z K na temat tego mojego marzenia rowerowego. Analizowanie różnych opcji.
Wreszcie jakieś ustalenia i całkiem niedawno decyzja, że musimy dowiedzieć się jak najwięcej o rowerach doczepianych. Tandem jest duży, więc zajmuje sporo miejsca. Byłby to też dodatkowy rower, bo gdybym chciała sama, to na tandemie bez sensu…
Rowery doczepiane są produkowane głównie z myślą o dzieciach. Jednak, Wojtek jest bardzo szczupłym gościem, to ta opcja była nam coraz bliższa. 🙂
No i już byliśmy na etapie poszukiwań, kiedy to K znalazł reklamę w necie dotyczącą próbnej jazdy na takim rowerze.
Szybka decyzja – idziemy. 🙂
Dowiemy się wszystkiego. Zobaczymy co na to Wojtek. To najlepsza opcja, żeby nie kupować kota w worku. 🙂
Nie było wcale łatwo, bo wtedy akurat Duży miał inny pomysł. Jedna krótka przejażdżka z tatą. W jego głowie w tamtym momencie był tylko Mac Donald. 😉
Pan Andrzej, który prezentował nam ten doczepiany rower, na szczęście dobrze się odnalazł w tej sytuacji. Udzielił nam wyczerpujących odpowiedzi i obiecał pomoc przy zakupie. Trzeba było podwyższyć bardzo siodełko. Ważne jednak, by to było bezpieczne.
Po powrocie do domu, Wojtek jakby się obudził. 🙂 Zaczął dopytywać o rower. Widać było, że mimo, iż mogło się wydawać coś innego, był nim bardzo zainteresowany. 🙂
W dniu, w którym Pan Andrzej miał przywieźć rower, emocje były ogromne. Wojtek wypatrywał, chodząc między oknem i balkonem. Nie mógł się doczekać. Potem jeszcze obiad i wreszcie do piwnicy zmontować rower. Sam napompował koła, aż trzy, mojego roweru i swojej doczepki. Kiedy już wyszliśmy na zewnątrz był bardzo podekscytowany.
Pierwsze próby jazdy. Poprawki przy montowaniu.
Wojtek cierpliwie wsiadał. Jechał raz ze mną, raz z tatą.
A gdy już wszystko było w porządku, pojechaliśmy na Skałki Twardowskiego.
Radość Dużego była ogromna. Śpiewał, śmiał się. Jak widział na horyzoncie tatę to wołał.
– Kigi, Kigi!
Co miało znaczyć: Kigi patrz jak ja jadę!
Wojtek nie miał dość. Wciąż chciał jeździć, jeszcze i jeszcze.
Od razu też, wróciła radość z szybkiej jazdy. Czym szybciej tym większa radość! Na szczęście, teraz to ja hamuje. 😉
Po powrocie do domu mówił tylko o tym, że jutro też chce na rower. Z emocji nie mógł zasnąć.
Kolejne dni i kolejne przejażdżki. 🙂 Wojtek jest bardzo szczęśliwy. 🙂
Została jeszcze, tylko jedna ważna sprawa!
Musimy kupić dla niego kask. Tylko to będzie najtrudniejsze.
Dla Wojtka takie nakrycie głowy może kojarzyć się z fizycznym bólem. Musimy ostrożnie mierzyć, żeby się nie zniechęcił.
Trzymajcie za nas kciuki! Chyba nawet ja kupię kask, żeby go zmotywować. 🙂
A co z Małym Wojtkiem? Znów nasuwa się pytanie. 🙂
Jest pomysł. Przyczepka. Wtedy moglibyśmy wszyscy na rowerach jeździć.
Tata z Małym, mama z Dużym. Byłoby super!
Tata z Małym, mama z Dużym. Byłoby super!
Marzenia się spełniają, więc wszystko przed nami.
Na razie Mały z tatą na spacer, a ja z Dużym na rower. Spotkamy się na działce. 😉
Jakby ktoś chciał dowiedzieć się coś więcej o tym doczepianym rowerze piszcie. Opowiem co wiem. Dam namiary na Pana Andrzeja. 🙂
Pani Aniu . Bardzo sie ciesze ze moglem pomoc i sprawic radosc. Pozdrawiam
My też się cieszymy! 🙂