Wtedy to powstało we mnie pragnienie by przygotowanie Wojtka do Pierwszej Komunii Św., nie sprowadziło się tylko do próby podania mu komunikanta, by dać mu szansę poznać Jezusa, by być z nim w tym czasie, by pomóc mu, jak najlepiej będę umiała, w tym przygotowaniu.
Jednak pomyślałam, że chcę dać też szansę kolegom z jego grupy, bez względu na ich różnorodność. Jedenastu chłopców bardzo różnych, ale jednak w pewien sposób zawsze razem, więc i tu razem.
Żeby to było możliwe każdy musiał mieć opiekuna tylko dla siebie, tego który skupi się właśnie na nim, dla kogo będzie jedyny – wyjątkowy.
Katecheza miała być w czasie mszy św. w czasie kazania. Najlepiej uczyć przez naśladownictwo, pokazując naszą wiarę, modląc się razem, prowadząc naszych chłopaków do Boga. To był najlepszy pomysł.
Ojciec Wojciech do którego poszłam z tym, powiedział tylko „Zbieraj ludzi i bierzemy się do roboty”. A ja bałam się, że może się nie zgodzić, że trudno mi będzie znaleźć duszpasterza, a mogę wiele, ale do mszy potrzebny jest ksiądz. 😉 Moje pomysły, to żeby skupić uwagę na czytaniach nadstawialiśmy uszu, ewangelię ojciec Wojtek recytował na jednym dźwięku, co też sprzyjało skupieniu, na akt pokuty całowaliśmy krzyż, scenki przedstawiane za pomocą pacynek, kukiełek, czy wreszcie nas jako aktorów w czasie kazania.
Pierwszych wolontariuszy szukałam wśród swoich znajomych. Następni pojawiali się jako znajomi znajomych. Pamiętam jak ojciec Wojtek powiedział do dziewczyn, że mają przyprowadzić kolegów, bo brakowało facetów. Z czasem byliśmy rozpoznawani i sami ludzie pytali czy mogą dołączyć.